czwartek, 21 listopada 2013

12. ' Każdy dzień mijał mi jakby trwał tysiąc lat. '

Dni mijały coraz szybciej, a ja ciągle siedziałam w domu, bez pokazywania się na oczy. Jedynymi osobami z którymi się widziałam, byli moi rodzice, którzy często do mnie zaglądali, patrząc czy nie zrobiłam sobie krzywdy. Mieli zapasowe klucze, także kiedy drzwi się otwierały nie miałam wątpliwości kto to. Innych, krótko mówiąc, nie wpuszczałam do domu. Ignorowałam pukanie, udając, że mnie nie ma. Po jakimś czasie nikt już nie przychodził i nie pukał. Przyzwyczaili się i wiedzieli że i tak im nie otworzenie. Mój stan się poprawił o kilka procent. Zaczęłam znów jeść, mimo to nie umiałam przybrać na wadze zagubionych w anoreksji kilogramów. Dalej się raniłam, moi rodzice przestali mieć wpływ na to, prosili mnie tylko żebym nie zrobiła jakiejś głupoty, bo nie chcą się żegnać na pogrzebie. Więc obiecałam sobie, że mimo wszystko nie zabije się... Dla nich, dla Marco, Karen i Kevina... To było silniejsze ode mnie. Wyglądałam jak jakiś wrak człowieka. Oczy miałam ciągle czerwone i podkrążone, pewnie dlatego, że całe dnie płakałam. A kiedy już wypłakałam się i umierałam psychicznie, sięgała bo byle co i cięłam się. Ostatnio nawet znalazłam jakąś stara temperówkę z której odkręciłam ostrą część, bo wszystko inne zabrali mi rodzice.
Dzień jak co dzień. Płacz, wymioty, jakieś pukanie do drzwi, ostre narzędzia i znów płacz... Dziwiłam się jak moja psychika to znosiła, jednak musiałam być lekko silna... Ale przecież gdybym była to efekty byłyby inne. Zastanawiałam się czy jest jakiś inny sposób na to wszystko. Jednak ciągle nic mi do głowy nie przychodziło.
Leżałam na kanapie, płakałam jak zwykle. W pewnym momencie usłyszałam jak drzwi się otwierają. Przewróciłam się na bok, twarzą do oparcia, udając że śpię. Nie miałam ochoty rozmawiać z rodzicami. Kroki mamy lub taty, bo dało się wysłuchać, że była to jedną osoba, nasilały się. W końcu ktoś zajął miejsce na oparciu sofy. Ja dalej grałam nieobecną. W pewnym momencie zorientowałam się, że to nie była żadna osoba z mojej rodziny. Tą osoba pachniała zupełne inaczej. Poddałam się i przekręciłam się znów. Otworzyłam oczy. Na rogu kanapy siedział Kevin... Patrzyliśmy na sobie przez chwilę jednak w ciągu kolejne sekundy stykaliśmy się ciałami. Tak bardzo mi go brakowało prze te miesiące... Płakałam mu na ramieniu. Nie odzywał się, tylko przez cały czas jego ręką wędrowała po mojej głowie. Nie wiedziałam co mam zrobić, więc cały czas przytulałam go. W końcu kiedy mój płacz na chwilę ustał odsunęłam się lekko. On od razu złapał mnie lekko za ręce, cały czas patrząc mi w oczy. Byliśmy coraz bliżej siebie. Zrobił to na co czekałam od bardzo dawna. Trwaliśmy w pocałunku przez kilka sekund. Poczułam jak przechodzą mnie dreszcze. To było niesamowite. Pierwszy raz od kilku miesięcy zaczęłam czuć, że jestem komuś potrzebna, że może jednak warto żyć. Przegraliśmy...
Zaczął rozmowę cały czas patrząc mi się w oczy.
- Nie wiesz co czułem. Każdy dzień mijał mi jakby trwał tysiąc lat. Tak bardzo chciałem ci powiedzieć o tym, już dawno. Żałuję, że wtedy w parku odszedłem bez słowa. Jednak nie wiedziałem, że to wszystko się tak zakończy... Tak bardzo bałem się że cię stracę, że nigdy nie powiem ci jak bardzo cię kocham... - zatkało mnie. Nie spodziewałam się tego, że on odwzajemnia moje uczucia.
- Kevin, ja... - znów zaczęłam płakać. Przytuliłam się do niego.
- Zrozumiem jeśli nie czujesz tego samego. - westchnął - Nie ważne, przejdźmy do twojego zdrowia.
- Nie! Poczekaj, daj mi dokończyć. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Byłam wtedy przekonana, że nic więcej z tego nie wyjdzie. Jednak myliłam się. Z czasem zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Nawet nie zauważyłam kiedy coś do ciebie poczułam. Też Cię kocham, Kevin. Wydaje mi się, że po tym wszystkim co się stało, ukrywałam to nie tylko przed tobą, ale też przed sama sobą. - siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu to przytulając się, to całując. Jednak po chwili Kevin zaczął rozmowę na zupełnie inny temat.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego ranisz siebie, mnie, rodzinę... Po co się tniesz? Wytłumacz mi co ci to daje. Satysfakcję z tego, że jesteś słaba? Ciągle mówiłaś, że będziesz silna, nawet jeśli stanie się coś złego. Tym - złapał mnie za ręce - Pokazujesz, że jesteś bardzo słaba... Lisa nie warto, to cię do niczego nie poprowadzi. Chce ci pomóc, wiem, że masz depresję, że źle się czujesz. Dlatego nie chce cię zostawić. Pozwól dać sobie pomóc. Nie stracisz na tym a możesz zyskać.
- Kevin, ale ja...
- Nie ma żadnego ale. Straciłaś dziecko i nie mam zamiaru mówić że wiem jako to jest, że wiem jak się czujesz, bo nie wiem. Nie rozumiem jak ci jest ciężko teraz. Ale staram się zrozumieć i dać ci opiekę. Obiecaj mi, że będziemy z tym walczyć, proszę cię! Przyrzeknij mi że przestaniesz się ciąć.
- Obiecuje ci że powalczę z tym.
- Masz mnie, Marco, Karen, rodziców. Wiesz, że zawsze może na nas liczyć. Za łatwo się poddałaś. Ja też nie od razu zacząłem grać genialnie w podstawowym składzie, nie od razu wszystko umiałem.
- Nie porównuj tych dwóch sytuacji. Ja straciłam dziecko, a to nie jest to samo co gra w piłkę nożną. Zresztą to jest zupełnie co innego. Ty grasz w Borussii, bo jesteś wychowankiem tego klubu i oprócz ich piłkarzem jesteś też kibicem. Głupie porównanie podałeś.
- Owszem, masz racje. Ale, no spójrz na to wszystko. Przecież nie jesteś pierwszą ani ostatnią osoba, która straciła dziecko. Na tym życie się nie kończy.
- Kevin, ja... Ja muszę to wszystko przemyśleć. Proszę cię, zostaw mnie na razie samą. Obiecuję ci, że jak już wszystko sobie poukładam to zadzwonię do ciebie.
- No nie wiem...
- Obiecuję, że od razu zadzwonię.
- Dobrze - musnął mnie lekko ustami w polki, wstał i wyszedł.
Nie zastanawiałam się długo co zrobię. Kevin miał racje. Byłam strasznie słaba. Nie walczyłam ze swoimi słabościami. Przestałam zwracać uwagę na to, że opuściłam swoich bliskich. Nie będę wiecznie siedzieć i marnować swojego życia. Stwierdziłam, że czas, aby w końcu coś zrobić. Poszłam do sypialni i ubrałam się w coś, w czym mogłam się pokazać na ulicy. Następnie poszłam do łazienki i pomalowałam się pierwszy raz od bardzo dawna. Wiadomo jak wyglądałam przez te wszystkie dni. Dziś nie było inaczej, więc musiałam to zamatować. Zanim jeszcze wyszłam, tak jak obiecałam, zadzwoniłam do Kevina.
- Gdzie jesteś?
- W domu.
- Poczekaj na mnie. Zaraz u ciebie będę. - nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się.
Wyszłam z domu i ruszyłam w kierunku domu Grosskreutza. Odkąd się przeprowadziłam, droga miedzy jego domem, a moim zdecydowanie się zmniejszyła. Dziwnie się poczułam kiedy wyszłam na zewnątrz. Dawno nie korzystałam ze zdrowego powietrza. Miałam nadzieję, że nikt jakoś specjalnie nie patrzy się na mnie. Chciałam jak najszybciej dojść do domu Kevina, bo czułam się tak jakoś niezbyt dobrze. Jednak przestałam na to liczyć, kiedy kilka metrów przede mną zobaczyłam Ilkaya, który machał w moją stronę. Czyli jednak ktoś mnie pamięta...
- Lisa! - przytulił mnie - Gdzie ty zniknęłaś na tyle?
- Długa historia. Marco ani Kevin nic ci nie mówili?
- Nie... Kiedy wróciłaś? Czemu się nie odezwałaś?
- Ja nigdzie nie wyjechałam Ilkay. Ja cały czas tu byłam.
- Jak to?
- Ilkay, wszystko ci opowiem, ale inny razem. Śpieszę się, wybacz mi.
- Ok, zadzwoń jak będziesz miała czas - cmoknął mnie w polik i poszedł dalej. Ruszyłam ponownie do Kevina. Po jakiś 10 minutach byłam na miejscu. Kevin na szczęście nie miał, aż tak bardzo strzeżonego domu jak Marco, także mogłam spokojnie wejść. Zapukałam i od razu Kevin pojawił się w drzwiach.
- Kocham Cię! - rzuciłam mu się na szyję.
- Ja Ciebie też!
- Zaczynam od nowa. Mam nadzieję, że mi pomożesz.


~○~


No witam ponownie :) Jak już wiecie jest to ostatni rozdział pierwszej części. Drugą zacznę kiedy uznam, że mam wystarczająco dużo czasu, żeby pisać do was częściej. Może będzie to za miesiąc, może za rok, tego nie wiem, na pewno was poinformuję :) Dziękuje Was ♥

piątek, 25 października 2013

11. ' Kolorowo, prawda? '

Wiara... Jak głupim trzeba być człowiekiem, żeby nabrać się na to, że coś takiego w ogóle istnieje? Wierzymy, że się uda, że wszystko wyjdzie na prostą, se będziemy szczęśliwi i wszystko się ułoży. Wierzymy w cuda mimo tego, że mijają kolejne lata, my dalej wierzymy...

Marzenia... Jak głupim trzeba być człowiekiem, żeby nabrać się na to, że coś takiego w ogóle istnieje? Marzymy, ciągle, o czymś ważny, lub mniej. Mamy nadzieję, że prędzej czy później i tak przyjdzie pora i uda nam się je zrealizować...

Szczęście... Jak głupim trzeba być człowiekiem, żeby nabrać się na to, że coś takiego istnieje?
Szczęście jest rodzajem uczucia, którego nikt nie zauważa. Ale czy zawsze? Nikt mi nie wmówi, że szczęście jest wtedy kiedy tracimy kogoś ważnego dla nas. Trudno jest być szczęśliwym w życiu...

Miłość... Jak głupim trzeba być człowiekiem, żeby nabrać się na to, że coś takiego istnieje?
Miłość czujemy wtedy, gdy ktoś nam ją okazuje, lub kiedy zastanawiamy się czy my też ją okazujemy. A miłość w rodzinie? Prosta, ale tylko w teorii.

' Wszystko będzie dobrze. Nie poddasz się teraz. Jesteś silna przecież. Musisz z tym walczyć. Jest źle, ale pomyśl że z czasem będzie coraz lepiej. Pomożemy ci. Musisz zapomnieć o tym. Dasz radę '

Kolorowo, prawda? Wygląda to tak zawsze, a później nagle okazuje się, że te wszystkie słowa nigdy nie miały najmniejszego sensu. Po co mówić że będzie dobrze, jak efektów nie ma? Po co mówić że będę silna, jak słabe, coraz bardziej. Po co mówić, że dam radę, jak wiadomo, że i tak nie dam...

Samookaleczanie, w wieku 24 lat wydaje się to być głupią grą. Jednak w praktyce, wygląda to zupełnie realnie. Krew pozostawiona, wszędzie gdzie się da, okazuje cierpienie w środku. Bólu fizycznego, nie czuć w ogóle. Wystarczyło kilka dni żeby się przekonać o tym, że ból psychiczny jest gorszy.

Anoreksja wcale nie jest dobra rzeczą. Chudnąć można w miliony innych sposobów, jednak na pewno nie w ten. Nie czuje się jakiegoś wielkiego pragnienia, żeby coś zjeść. To nie odczuwalnie, bo miesza się z wymiotowaniem i bólami.

Zaczynamy myśleć czy warto jest żyć, skoro i tak nie ma dla kogo. Jednak od razu przypominają nam się szare sceny i sięgamy po żyletkę, żeby, jak to mówi nasza psychika ' umocnić się jeszcze na chwilę '
Nieprzespane noce są normalnością. Jednak nie czujemy zmęczenia. Możemy nie spać kilka dni bo i tak nie czujemy nic oprócz bólu.

Życie które ma sens prowadziło nas do realizowania celi...
Na tym samym polega życie które nie ma sensu. Jednak ma ono tylko jeden cel... Skończyć z samym sobą.


~○~


Rozdział nietypowy i krótki, ale jest on poświęcony dla ludzi z twittera ♥
Chciałabym zacząć od tego, ze każdy ma w życiu jakieś problemy: mniejsze, większe, miłosne, rodzinne, w szkole, wśród przyjaciół i tak dalej. Często zapewne myślicie o samobójstwie i cięciu się. Wiem, to nie jest śmieszna rzecz, wręcz przeciwnie. Moja przyjaciółka miała taki problem. Nie radziła sobie. Ale za każdym razem kiedy podawała jakieś ale, ja zawsze miałam argument przeciw cięciu. Skończyła z tym, oczywiście nie od razu, ale udało nam się i więcej nie sięgnęła ani po tabletki ani po żyletkę. Nie myślcie, że świat jest zły jest macie gorszy dzień, tydzień, miesiąc, rok... Po po cierpieniu, spotka was dobry czas, wtedy każdy z was będzie żałował o decyzjach jakich podjął. Podsumowując, jeśli macie problem, napiszcie do mnie, ja wam na pewno pomogę :) Nie bójcie się pisać, napewno uda mi się Tobie pomóc. Bądźcie silni! <3
twitter: @mygrosskreutz
gg: 24745194

Co do bloga, to został mi jeszcze tylko jeden rozdział, a w wolnym czasie, zaczynam drugą część. Jeśli wam się podoba, proszę o komentarze :) Kocham Was ♥

poniedziałek, 14 października 2013

10. ' Uważasz że piłkarz to inna odmiana człowieka? '

Minęło półtora miesiąca od ostatniej sytuacji z Kevinem i Markusem. Od tamtej pory zmieniło się bardzo wiele. Jedynym plusem było wprowadzenie się do nowego mieszkania i poprawienie relacji z Marco. Minusów było mnóstwo. Jedyne o czym rozmawiam z Kevinem, o ile w ogóle z nim rozmawiam, to jak nam minął dzień. Czyli nasz dialog trwa z jakieś 10 sekund i później cisza. Zwolniłam się z pracy, ponieważ szef uznał że póki nie ma dowodów, nie zawiesi Markusa, a ja nie mogłam patrzeć mu dłużej w oczy. Ciążą też nie przebiegała zbyt sprawnie. Dwa razy w ciągu 6 tygodni byłam w szpitalu, bo zemdlałam. W tym momencie byłam samotną matką, bez pracy, bez dużych zarobków i traciłam osobę na której mi bardzo zależało. Miałam jeszcze to szczęście, że Karen wróciła z Thomasem z wakacji i coraz lepiej dogadywałam się z Ilkayem. Był on kolejnym bardzo dobrym kolegom.
Czekałam na Marco który miał przyjechać i pomoc mi rozładować ostatnie kartony z moimi rzeczami. Miały sekundę, minuty... Dopiero po długim oczekiwaniu usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam w pośpiechu i szybko otworzyłam. Niestety, na zewnątrz nie zobaczyłam Marco, natomiast stał tam jego najlepszy przyjaciel, i mój, do czasu...
- Cześć Lisa, Marco powiedział że mam go zastąpić, bo wypadło mu coś konkretnego. Mam nadzieję że się nie gniewasz?
- Nie, skądże, wejdź. - otworzyłam drzwi do końca, po czym szybko je zamknęłam bo zrobił się przeciąg. Jesień nie należała do moich ulubionych por roku...
- W czym mam ci pomóc?
- Właściwie to w niczym. Sama dałabym sobie radę z tymi kartami, więc nie musiałeś się fatygować.
- Chyba żartujesz. W twoim stanie podniesienie jakiegokolwiek przedmiotu jest niebezpieczne.
- No ok, skoro nalegasz to możesz to wszystko rozoakować. Ja pójdę zrobić coś do picia. - zostawiam go w pokoju i poszłam do kuchni.
W sumie to Kevin mi w niczym nie przeszkadzał, jednak nie byłam zadowolona z faktu, że Marco przysłał akurat jego. Wyjęłam sok pomarańczowy z lodówki i walałam go dla nas obojga. Wzięłam szklanki i ruszyłam do salonu. Położyłam je na stoliku. Kevin tak był zajęty rozpakowywaniem rzeczy, że nawet się nie zorientował że wróciłam z piciem. Popatrzyłam przez chwilę na niego. Coś mnie zabolało w środku. Przez moment poczułam, że przez to nasze oddalenie, coraz bardzie zbliżaliśmy się do siebie... Jednak to zbliżenie nie podąrzało w stronę przyjaźnii. Podążało w stronę uczucia, którego nikt od dawna nie dał mi poczuć. Spojrzałam na podłogę i złapałam się za brzuch. Dyskretnie się uśmiechnęłam, lecz tak naprawdę nie wiedziałam czym spowodowany był ten uśmiech. Ponownie, kątem oka spojrzałam na Großkreutza. Trzmał w ręku mój stary zegarek logiem Moenchengladbach.
- Stary klub Reusa...
- Który kocham tak samo ja jego nowy klub. Daj mi ten zegarek. - podeszłam do niego i mu go odebrałam. - Będzie idealnie pasował do kompozycji salonu. A nad sofą będzie koszulka Marco z Gladbach. Pięknie tu będzie.
- No masz rację. - posłał mi uśmiech.
- Soku ci walałam.
- Pomarańczowy?
- Tak.
- Masz gust - puścił mi oczko.
- Mogę zmienić temat? - palnęłam ni stąd ni zowąd.
- Jeśli to konieczne.
- Marco ci coś mówił?
- Zależy co.
- Bo znów mu coś wypadło. Co prawda ostatnio było w porządku i miał dla mnie dużo czasu, ale ciszy mnie ciągle niepokoi.
- Nie mówił mi dlaczego nie może przyjechać. Po prostu mnie poprosił.
- Dziwne... - odwróciłam się do okna i podparłam się o parapet.
Stałam tak przez dłuższy czas nie zwracając uwagi na Kevina. Ogólnie to traciłam ostatnio siły, do wszystkiego. Nie miałam pracy, środków do życia, dziecko było zagrożone i ciągle mnie męczył Kevin. Tylko ciągle nie wiedziałam czy w pozytywny czy negatywny sposób.
- Kevin, ty też miałeś czasem poczucie takiego zagubienia?
- Myślę że każdy miał takie coś - odpowiedział rozpakowywujac dyplomy szkolne. - A czemu pytasz?
- Bo właśnie chyba poczułam jak to być zagubionym we wszystkich sytuacjach. Wydaje mi się że popełniłam zły krok, jednak z drugiej strony... - zawahałam się.Co było tą drugą stroną? Tą że czułam się tu dobrze? - Zresztą nie ważne. Po cholerę ja ci to opowiadam? Masz kupę kasy, jesteś sławnym piłkarzem, masz szczęście w życiu...
- Uważasz że piłkarz to inna odmiana człowieka? Mylisz się - odłożył rzeczy i podszedł do mnie - Uważacie nas za nie wiadomo jakich ludzi. My jesteśmy tacy jak inni. Mamy uczucia, czujemy kiedy ciszy jest dobrze a coś źle. Czujemy kiedy jesteśmy szczęśliwi a kiedy nie. A przede wszystkim czujemy kiedy kogoś kochamy... - kiedy kogoś kochamy? Co to w ogóle miało do rzeczy?
Jednak naszą rozmowę musiało coś przerwać. Moje dziecko dawało o sobie znać.
- Ał, Kevin.. - oparłam się o niego.
- Dziecko? Dzwonię na pogotowie. - nie zaprzeczałam, przecież tak czy tak by zadzwonił
- Boli...
- Usiądź na kanapie
- Nie mogę, boli, cholera...
- Będą za pięć minut. Musisz wytrzymać! - złapał mnie za rękę.
- Nie dam rady!
- Musisz, zrób to dla dziecka.
- Kevin, ja...


* 2 godziny później *


Nie byłam do końca świadoma, co się zdarzyło. Musiałam chyba stracić przytomność. Zorientowałam się tylko, że byłam w szpitalu. Leżałam na łóżku, a w sali nie było nikogo oprócz mnie. Modliłam się tylko, żeby wszystko było dobrze z dzieckiem. Nie przyjmowałam do świadomości tego, że mogłam je stracić. Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Zobaczyłam w nich Kevin i Marco. Tak, stał tam Marco, zaskoczyło mnie to. Lekko się zdziwiłam, bo zazwyczaj to lekarz powinien pierwszy wejść, a nie przyjaciele, czy rodzina. Właśnie, ciekawe czy zadzwonili do rodziców. Chciała podnieść się z łóżka, jednak zorientowałam się, że jestem podłączona do respiratorów.
- Nie wstawaj. Nawet nie próbuj. Podłączona jesteś, to i tak nic nie da. - zaczął Marco. 
Czułam się dziwnie, bardzo dziwnie. Jakoś tak... lekko. Spojrzałam na chłopaków. Ich miny były takie jakby stanowcze. Nie wykazywały żadnych emocji.
- Kevin, Marco, możecie mi w końcu coś powiedzieć? Co się stało? Co z dzieckiem!? Rodzicie wiedzą?
- Ja... - Kevin zaczął, jednak chyba nie do końca widział co ma mi powiedzieć. - Doktorze! Lisa odzyskała przytomność! - W jednej sekundzie przy moim łóżku stanął.
- Proszę was o opuszczenie sali. - lekarz powiedział stanowczo. Kiedy Kevin i Marco wyszli, od razu szybko zaczęłam rozmowę.
- Doktorze co się dzieje? Dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć? Poinformowaliście rodziców?
- Tak, są już w drodze. - chyba mu się nie śpieszyło, żeby odpowiedzieć na dwa pierwsze pytania.
- To dobrze, a więc co się stało? Dlaczego tu jestem?
- Straciła pani dziecko...


~○~

TA DA! :D A więc, niedługo kończę tego bloga, ale nie martwcie się, mam w planach drugą część <3 Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Musicie mi wybaczyć, że wstawiam ciągle tak późno, ale wiecie, nauka, treningu, a czasu brak ;x Komentujcie ♥

sobota, 21 września 2013

9. ' Chcesz mi coś powiedzieć? '

Minęły 2 dni, dzięki którym odpoczęłam od wszystkiego solidnie. Najlepsze było to, że nie musiałam patrzyć na Markusa, do którego brało mnie obrzydzenie po tym co planował. Jednak mimo to ciągle musiałam zerkać na jego zdjęcia, bo musiałam je poprawiać. W piątek wieczorem zaczęła się Bundesliga, niestety na moje nieszczęście Borussia przegrała z Bayernem, natomiast dzisiaj humor miałam nieco lepszy, ze względu na wczorajsze wygrane Dortmundu i Leverkusen. Niestety nie byłam obecna na wczorajszym meczu BVB. I Marco i Kevin ciągnęli mnie ze sobą, ale odmówiłam. Powiedziałam im, że główną przyczyną były obawy o dziecko. Jednak zapomniałam dodać o incydencie w pracy. Nikomu jeszcze o tym nie powiedziałam. Dlaczego? Sama się zastanawiam... Jednak wolałam trzymać to dla siebie. Zresztą co inni mogli? Przecież nie mogą nic zrobić Markusowi... Jedyne co mi świtało w głowie to wziąć Damaris i iść z nią do szefa, ona by potwierdziła to co miałam do powiedzenia, ale Markus później by się mścił, to taki typ człowieka.
Poczułam potrzebę wyjścia na świeże powietrze. Odreagowania od siedzenia ciągle w domu. No ale przecież sama nie będę chodzić po mieście. Tak, znów chciałam się spotkać z Marco, ponieważ czułam, że przez te jego sekrety trochę się od siebie odsunęliśmy. Chociaż ja ostatnio też nie byłam do końca szczera. Nie czekając dłużej napisałam mu SMSa z prośbą o spotkanie. Zarzuciłam na siebie marynarkę i wyszłam z domu, biorąc jeszcze torebkę. Nie zdążyłam opuścić posesji, dostałam odpowiedź od Marco.

' Przepraszam Cię, dziś nie dam rady, ale obiecuję, że jutro Ci to wynagrodzę. Nie gniewaj się. :) '

Myślałam, że mnie szlag trafi. Nawet te ostatnie słowa nic nie zdziałały. Tak bardzo chciałam się z nim spotkać i porozmawiać, a on oczywiście znów miał jakieś sprawy o których nie raczył mi powiedzieć. Dobra trudno, nie wolno mi się przecież denerwować. Znów został mi Kevin. Trochę źle się czułam z tym, że zawsze jeśli nie było opcji spotkania się z żadną z osób, to ostatnim kołem ratunkowym zostawał Kevin. Nie powinnam go tak traktować, bo zauważyłam, że w tym momencie to on, jest tą osobą, która poświęca mi swoją każdą wolną chwile... Zadzwoniłam do niego.
- No cześć Lisa.
- Hej, czuje się świetnie, nic mi nie jest, humor mi dopisuje, nie boli mnie brzuch, nie chce mi się wymiotować, mam kupę energii, jest świetnie. Tak tylko poprzedziłam twoje pytanie, czy na pewno dobrze się czuję.
- Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiał się - Czyżbyś chciała się spotkać?
- Te też mnie dobrze znasz. Tam gdzie zawsze?
- Będę za pięć minut - rozłączył się.

Przyzwyczaiłam się już do swojej wycieczki, wieczorami do parku. Prawie codziennie spotykałam się tam z Kevinem. To naprawdę niesamowite, że niedawno poznałam człowieka, który wspiera mnie na każdym kroku. Ta sama alejka, ta sama ławka, którą oświetlała ta sama latarnia. Inne opcji nie było, Kevin siedział już na ławce. Zawsze przychodził pierwszy niż ja. Podeszłam do niego. Był bardzo ładnie ubrany. Do czerwonych spodni, założył dobraną pod kolor koszulkę w kratkę. Miał zawinięte rękawki, dzięki czemu można było dostrzec jego idealne mięśnie. Co ta piłka może zrobić z człowiekiem.
- Jednego dnia beze mnie nie wytrzymasz co? - przytulił mnie.
- Pewny jesteś?
- Codziennie dzwonisz, codziennie się spotykamy... Tak, jestem pewny.
- Jak byś nie chciał się spotykać, to bym nie dzwoniła i nie przychodziła tu. Ale tu chyba nie masz nic przeciwko, prawda? - uśmiechnęłam się.
- Jak widać, nie mam nic przeciwko. Nie siadaj, mam nadzieję, że dziś uda nam się zrealizować, naszą niespodziankę.
- W końcu pojedziemy na te Hawaje!
- Oj no, mówiłem ci już, że coś mniej kosztownego, ale może kiedyś polecimy na Hawaje.
- No to dawaj łapę i prowadź. - chwyciłam go za rękę i szliśmy, sama jeszcze nie wiedziałam gdzie.
Co tu dużo mówić. Kiedy byłam z Kevinem czułam się taka bezpieczna. Wiedziałam, że jest naprawdę bardzo dobrym przyjacielem, i że w każdej sytuacji mógłby mi pomóc. W tym momencie zadecydowałam, że jeśli znów będę miała jakiś problem, zawsze mu wszystko powiem.
Nagle dwie alejki dalej zobaczyłam Markusa, który podążał w naszą stronę. Przyśpieszyłam trochę, kroku, jednak kiedy on to zauważ, również dodał kroku, i w mgnieniu oka znalazł się obok nas.
- O cześć Lisa, chyba, nie powiedziałaś swojemu nowe chłopakowi, o tym co się zdarzyło. - jeszcze tego brakowało.
- To nie jest mój chłopak, to po pierwsze, a po drugie, chyba już ci coś powiedziałam na temat naszej znajomości, czyż nie?
- Przecież nie zakończyliśmy jeszcze naszej znajomości.
- Nie jasno się wyraziłam?
- Lisa kto to jest? - pierwszy raz, w oczach Kevina zaniepokojenie, strach i... opiekę? Poczułam taki dziwny ucisk w brzuchu. Nie, nie ze względu na dziecko, to było coś zupełnie innego...
- Markus, kolega z pracy.
- O Lisa nie mówiłaś swojemu chłopakowi o mnie? Chyba powinien wiedzieć, że masz ze mną romans.
- Co ty pieprzysz!?
- Lisa o czym on mówi?
- Wybacz mi Markus, ale na takich ludzi jak ty, raczej nie będę marnować swojego czasu, który miałam wcześniej zaplanowany. Jesteś żałosny, wiesz dobrze, że nie mogę się denerwować, a ty robisz wszystko, żebym co? Żebym przestała pracować? Żebym może przejmowała się tym, że chcesz mi udupić życie? Chyba nie mam większych problemów... Kevin idziemy, nie marnujmy czasu. - ruszyłam przed siebie, nawet nie patrzyłam na to czy Grosskreutz poszedł za mną czy został.
Miałam już dosyć tego wszystkiego. Zawsze w drodze do szczęścia musiało być coś co wszystko psuje. Nie miałam ochoty tego wszystkiego słuchać i przeżywać. Może jednak powinnam zrezygnować z pracy? Zaczęło mnie to wszystko przerastać już. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie kilka lat temu. Bałam się o swoją przyszłość. Nie zapowiadała się kolorowo.
- Lisa... Zaczekaj - moje rozmyślenia przerwał głos Kevina.
Stanęłam i odwróciłam się w jego stronę. Szłam tak szybko, że zdążyłam dojść do parku, przy Signal Iduna Park. Nie miałam ochoty na rozmowę, jednak wiedziałam, że tak czy tak będę mu musiała powiedzieć o co chodzi.
- Lisa, co się dzieje?
- Nic... - wbiłam wzrok w ziemię i raczej nie miałam zamiaru go długo odrywać.
- Pamiętasz? Obiecaliśmy sobie, że będziemy szczerzy wobec siebie.
- No nic się nie stało, mieliśmy sprzeczkę i tyle, ok? - podniosłam lekko głos, czego od razu zaczęłam żałować.
- Gdybyście mieli tylko sprzeczkę to nie zachowywałabyś się tak. - nie chciałam mu mówić. Bałam się tego jak zareaguje.
- Ok, było coś więcej niż tylko sprzeczka, ale nie chcę o tym mówić.
- A może powinnaś?
- Ja chyba lepiej wiem co powinnam, a czego nie. Daj mi spokój. - znów ruszyłam przed siebie, tym razem jeszcze szybciej niż wtedy.
- Lisa, zaczekaj! - Kevin krzyczał za mną. Usłyszałam bardzo szybkie kroki w moją stronę, więc mogłam się spodziewać, że zaczął biec w moją stronę. Czyli jednak musiałam z nim porozmawiać, bo nie miałam szans, żeby przed nim uciec. Ponownie odwróciłam się w jego stronę.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że jeśli kobieta mówi, że nie ma ochoty rozmawiać, to masz się od niej odwalić?
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że już raz starałem się, żebyś przekonała się do mnie. Nie chcę, żebyśmy się kłócili, zrozum.
- Ok, poniosło mnie trochę, przepraszam, ale, nie chcę na razie o tym co się stało, rozumiesz? Przemyślę to i może opowiem ci co się stało, ale teraz proszę zostaw mnie samą.
- A co z naszą niespodzianką?
- Innym razem.
- Może przynajmniej cię odprowadzę do domu?
- Dam sobie radę. - chciałam już ruszyć w stronę domu, ale Kevin złapał mnie za nadgarstek. Popatrzył na mnie i stał tak przez chwilę. Nie do końca wiedziałam co miał na myśli.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Nie... Nic - puścił mnie, odwrócił się i ruszył w swoją stronę.
Zdziwiło mnie dość jego zachowanie. Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodziło. Teraz zostałam z kupą myśli, czy mam mu powiedzieć, czy nie...


~○~

Witam Was ponownie :) Na początek chciałam Was przeprosić, że długo nie dodawałam rozdziału, ale wiecie, początek roku to obowiązki. Chciałam zacząć jak najlepiej pomijając angielski z którym mam spory problem i nic mi nie wychodzi + musimy zaliczyć w 2 klasie obowiązkowy projekt to też dodatkowe wyzwanie, no i do tego treningi, także jest tego dużo. A zadają nam tyle, że masakra ;c No ale cóż... Mam nadzieję, że wam się spodoba :) I proszę was, żebyście napisali mi w komentarzu albo w powiadomieniach kogo mam informować, bo zgubiłam kartkę z waszymi nazwami ;C Pozdrawiam ♥

środa, 28 sierpnia 2013

8. ' To, że tatuś cię nie chciał, nie znaczy, że mamusia cię straci... '

- Nie chcę pani martwić, ale sytuacja nie wygląda zbyt dobrze. - leżałam na łóżku szpitalnym, a obok niego stał lekarz.
- Co to znaczy?
- Pani ciąża jest zagrożona. Zaczął się trzeci miesiąc, to dość nietypowy czas jak na takie spostrzeżenia, jednak w tym przypadku jest inaczej. Każdy zbyt mocny wysiłek może panią kosztować stratę dziecka. Każde przemęczenie i duża złość. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Zostanie pani na obserwacji na noc, rano panią wypuścimy - lekarz uśmiechnął się i wyszedł.
Idealnie, po prostu idealnie. Nie wiem co ja takiego złego w życiu zrobiłam, że teraz Bóg mi się tak odwdzięcza. Najpierw zdrada Jamesa, niechciana ciąża, porzucenie kobiety z dzieckiem, a teraz okazuje się, że moja ciąża jest zagrożona. Nie umiałam powstrzymać łez, zaczęłam płakać. To wszystko przestało już być tak dziecinnie proste. Niech się dzieje obojętnie co, ale niech z dzieckiem będzie wszystko w porządku. To, że tatuś cię nie chciał, nie znaczy, że mamusia cię straci... Nie możemy się poddać, prawda? Nie teraz, nie w takim momencie. Łzy leciały mi coraz szybciej. Nagle zauważyłam, że ktoś wchodzi do sali. Szybko przetarłam oczy. Na środku pomieszczenia stanął Kevin. Właśnie, Kevin...
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - podszedł do okna, oparł się o parapet i patrzył się w przestrzeń.
- Nie byłam pewna czy to odpowiedni czas.
- Jaki czas? Przecież prędzej czy później i tak bym się dowiedział, że jesteś w ciąży.
- Obawiałam się. Nie wiedział o tym nikt oprócz Karen, Marco i moich rodziców.
- Dlaczego ukryłaś przede mną fakt, że przez to wróciłaś do Dortmundu? Chyba wielu rzeczy mi nie powiedziałaś, o których powinienem wiedzieć.
- Owszem, masz rację, powinnam ci powiedzieć prawdę, jednak nie zbyt wiedziałam jak. Przykro mi że musiałeś dowiedzieć się w takich okolicznościach.
- Lisa, ja wiem, że po naszym pierwszym spotkaniu zawiodłaś się na mnie - odwrócił się w moją stronę - Jednak wyjaśniliśmy sobie wszystko, zaczęliśmy od nowa, zaprzyjaźniliśmy się, mieliśmy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic i wszystko sobie mówić.
- Kevin wiem dobrze, ale trudno mi było, błagam zrozum. Nie codziennie dowiadujesz się, że jesteś w ciąży, idziesz uradowana powiedzieć o tym partnerowi, a on mówi ci, że ma inną, ze cię zdradza, że nie chce dziecka i że może ci dać pieniądze na aborcję - kolejne łzy spłynęły po moim policzku. Popatrzył na mnie przez chwilę. Podszedł i usiadł na krzesełku obok łóżka. Spojrzał mi prosto w oczy.
- Proszę cię, jeśli tylko masz tyle siły i jesteś silna, to opowiedz mi, co było głównym powodem tego, że wróciłaś tutaj - na co miałam czekać? Przecież w końcu i tak się dowie. Nie chciałam już tego dłużej ukrywać.
Zaczęłam od początku. Wspomnienia... Znów pół życie przeleciało jak mi przez głowę jak kartki papieru z zeszytu. Zdjęcia, wspólne spacery, miejsce w którym się poznaliśmy, zwiedzanie Londynu, wspólne mecze Chelsea, wakacje w Meksyku, wieczorne imprezy... Przestałam wspominać, to źle działało na mój umysł. Kiedy skończyłam opowiadać wszystko Kevinowi, po raz kolejny dziś zaczęłam płakać.
- Nie płacz - ścisnął moją rękę - Dla takich ludzi jak on, nawet nie warto jednej łzy wylać. Proszę cię, obiecaj mi, że ze względu na wszystko nie poddasz się, obiecujesz?
- Obiecuję... Ty też mi coś obiecaj.
- Tak?
- Obiecujesz, że jeśli się w tym wszystkim pogubię, to mi pomożesz?
- Obiecuję...

* następny dzień *

- Jeśli cokolwiek by się działo, czułaby pani silne skurcze lub coś innego związanego z ciążą, ma pani natychmiast jechać do najbliższego szpitala, lub najbliższej przychodni. Proszę nie narażać się na przemęczenia fizyczne i psychiczne.
- Oczywiście, rozumiem.
- Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze - lekarz się uśmiechnął.
- Ja również.
- Życzę wszystkiego dobrze - powiedział i odszedł.
Wyszłam ze szpitala. Byłam umówiona z tatą. Miał po mnie przyjechać. Wczoraj jeszcze późnym wieczorem, po wyjściu Kevina zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam im co się dzieje. Zobaczyłam, że ojciec stoi przy samochodzie i opiera się o jego maskę. Podeszłam do niego.
- Cześć tato - przytuliłam go.
- Witaj skarbie. Chodź wsiadaj, wszystko mi opowiesz podczas drogi. - Nie dyskutowałam. Wsiadłam, ruszyliśmy, a jednocześnie zaczęliśmy rozmowę.
- Przepraszam, że wczoraj tak późno zadzwoniłam, ale nie miałam wcześniej możliwości.
- Nie, no przestań, rozumiem. Co się dzieje? - spytał zmartwiony?
- Ciąża jest zagrożona.
- Jezus Maria...
- Nie mogę się przemęczać, ani fizycznie, ani psychicznie, bo może dojść do straty dziecka.
- To nie może być prawda...
- Tato, błagam, pogódź się z tym faktem. Mam nadzieję że wszystko będzie z nim dobrze. I ty też miej nadzieję, dobrze?
- Zawsze będę miał, córeczko. - na szczęście tata nie kręcił się długo wokół tego tematu.
Dalej jechaliśmy już w ciszy. Zrozumiał, że teraz jedyne co może zrobić to tylko dbać o mnie i mnie wspierać, bo nic innego nie było możliwe. Z mamą było gorzej. Kiedy tylko dojechaliśmy na miejsce i opowiedziałam jej wszystko dokładnie, wpadła w szał, panikę i furię, ale jednocześnie troskę.
- Boże Święty, córciu, musisz teraz dobrze dbać, nic nie może ci się stać. Nie dopuścimy do tego... Nie wychodź na żadne spotkania, na razie powstrzymaj się od pracy...
- Mamo?
- Dopóki nie urodzisz, będziesz mieszkać z nami, nie zostaniesz sama. Damy ci pieniądze jeśli będziesz ich potrzebować. Zaopiekujemy się tobą i dzieckiem, nie musisz się o nic martwić.
- Mamo, błagam cię, wiem, że się o mnie martwisz, ale błagam cię, nie rób takiej paniki. Ja wiem, że boisz się o moja ciąże, ale do tego jest potrzebna tylko i wyłącznie wiara, bo nic innego nie da się z tym zrobić, rozumiesz? - chwilowo ją zatkało, chyba nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć.
- Dbaj o siebie kochanie - podeszła i mnie przytuliła.
- Dobrze mamo. A teraz pozwól, że pójdę do pracy. Za pół godziny zaczyn.
- No chyba nie sądzisz że w takim stanie będziesz pracować?
- Nic mi nie jest. Zresztą nie mogę teraz przestać pracować.
- Ale proszę cię uważaj na siebie w pracy.
- Obiecuję! - powiedziałam, uśmiechnęłam się i wyszłam z domu.
Sprawy nie wyglądały czysto. Po raz kolejny w życiu zaczęło się komplikować. Szczerze mówiąc, to nie miałam wiary w to, że wszystko będzie dobrze. Przecież to są kolejne puste słowa nic nie znaczące, a z dzieckiem w ciągu kolejnych 6 miesięcy może zdarzyć się wszystko. Nie miałam już pewności co do tego, że będzie ' dobrze ' Zanim się zorientowałam byłam już w budynku pracy. Weszłam do pomieszczenia w którym mieliśmy sesje zdjęciowe.
- Cześć - rzuciłam do Oscara i Marcusa  którzy czekali już na mnie. Nie byłam dziś w nastroju, dlatego nie czekając na ich odpowiedź ogarnęłam sprzęt i zaczęłam wszystko ustawiać. - Zaczynamy?
- Dobra, możemy - powiedział Oscar.
Nigdy nie rozumiałam tej dwójki. Równie dobrze mogli pracować osobno i zarabiać dwa razy więcej nic zarabiają wspólnie, ale oni zawsze mieli razem sesje. Zaczynaliśmy od kilku wspólnych zdjęć, później mieli dopiero osobne. Z mojej perspektywy modelowanie było bardzo proste. Ja miałam dużo gorzej, najpierw musiałam ich dokładnie ustawić, następnie zrobić zdjęcia, później zgrać je, a na końcu przerabiałam je w photoshopie. To ostatnie było naprawdę żenujące. Nie dość, że było bardo pracochłonne, to jeszcze ludzie którzy patrzyli na ich zdjęcia myśleli że wszystko mają takie perfekcyjne.
- Marcus, lewą rękę połóż Oscarowi na ramieniu. - wykonał moje polecenia, jednak dalej coś mi nie pasowało. - Ciągle jest źle. Przekręć głowę na lewą stronę.
- Tak dobrze? - zapytał.
- Nie, poczekajcie - podeszłam do nich i starałam się ustawić jakoś w miarę dobrze, żeby zdjęcie wyszło idealne. - Nie ruszajcie się, tak jak teraz jest świetnie. - Wróciłam do aparatu, popatrzyłam i zrobiłam zdjęcie. Spojrzałam na nie, nie wiem dlaczego, ale dalej mi nie pasowało. - Cholera, mówiłam, żebyście się nie ruszali!
- No przecież nawet nie drgnęliśmy. - stwierdził stanowczo Marcus.
- Chyba ja wiem lepiej.
- Jezu, Lisa ciągle ci nic nie pasuje. Co 5 minut masz inny humor. Jak ci coś nie pasuje, to nie musisz tu pracować.
- Wybacz, ale to ja tu jestem fotografem, a ty tylko modelem.
- Może zrobisz sobie przerwę, co?
- Mogę zadać ci to samo pytanie.
- Róbcie co chcecie, ja na razie wychodzę. - Miałam już wszystkiego dosyć. Dzień się dopiero, a ja już chciałam, żeby się skończył.
- Nie przejmuj się nim. Jemu czasem odbija tak, że nikt nie wie, o co mu chodzi.
- Tak spokój Oscar. Nie mam dziś humor.
- Każdy czasami ma gorszy dzień.
- Mam nadzieje, że nie będziesz miał nigdy takiego jak ja.
- Aż tak źle?
- Nie pytaj, okropnie. Dobra, weź się przebież a ja pójdę po niego. - weszłam do garderoby. Były tam wszystkie rzeczy potrzebne do sesji. Na krześle siedziała stylistka chłopaków - Damaris.
- Cześć, widziałaś gdzieś Marcusa?
- Poszedł na dwór zapalić na zaplecze. - uśmiechnęła się.
- Dzięki - wyszłam na dwór. Na murku siedział Markus i palił peta.
- Mam dziś gorszy dzień, wybacz. Chodź wracamy.
- Dobra, mnie też trochę poniosło - zgasił papierosa i rzucił go na ziemię - Musimy? - uśmiechnął się zadziornie.
- No Oscar czeka, trzeba dalej sesję kontynuować.
- A może posiedzimy tutaj trochę, sami? - przysunął się do mnie, co spowodowało, że od razy znalazłam się 4 metry od niego.
- Co ty robisz, uspokój się.
- A co zabronisz mi? - znów się do mnie przysunął i mnie objął, albo raczej ścisnął. Zaczął mnie obmacywać.
- Puść mnie! - krzyknęłam.
- Ej, kochanie, spokojnie, nie chcę ci krzywdy zrobić. - próbował mi ściągnąć bluzkę.
- Damaris! - krzyczałam z nadzieją, że mnie usłyszy. Poskutkowało. Kiedy Damaris wyszła na zewnątrz, Markus odskoczył ode mnie od razu. Zakryłam twarz rękoma i zaczęłam płakać.
- Co tu się dzieje? Markus, co ty odpieprzasz?
- Nic, o co ci chodzi?
- Przecież widziałam wszystko.
- No to chyba, źle to odebrałaś.
- Ty sukinsynie! - spoliczkowałam go.
- Jeszcze się policzymy - powiedział na tyle cicho, żebym tylko ja go zrozumiała i wrócił z powrotem do środka.
Marzyłam tylko o jednym... Żeby ten dzień okazał się być tylko koszmarnym snem


~○~

Witam was ponownie :) Trochę późno dodaję rozdział no ale cóż. Mam nadzieję, że kolejny uda mi się dodać, przed rozpoczęciem roku szkolnego. Myślę, że wam się spodoba, proszę o komentarze :)


czwartek, 22 sierpnia 2013

7. ' Kevin cały czas o tobie gada na treningach '

Praca, praca i jeszcze raz praca. Od poniedziałku minęły 3 dni, a ja ciągle siedziałam w domu przed komputerem i poprawiałam zdjęcia z pracy. To było żenujące. Oprócz tego, że ciekawym zajęciem to nie było, to zajmowało strasznie dużo czasu. Nie miałam nawet czasu na to, żeby się z kimkolwiek spotkać. Przez te 3 dni widziałam się tylko z Kevinem, który pomógł mi ogarnąć te wszystkie zdjęcia, oczywiście przy odrobinie śmiechu. Nasze relacje się zupełnie zmieniły. Przede wszystkim lepiej się dogadujemy. Zmieniłam o nim zdanie. Jest bardzo radosnym i sympatycznym człowiekiem. Jednak mimo wszystko dalej mu nie powiedziałam o tym dlaczego wróciłam do Dortmundu i co mnie spotkało. Wtedy na kawie pytał się mnie o szczegóły, ale powiedziałam mu, że dowie się wszystkiego w swoim czasie. Miałam już dosyć siedzenia w domu i pracowania, musiałam w końcu gdzieś wyjść. Do tej pory oprócz Kevina, Marco i Karen udało mi się poznać tylko te osoby które były na spotkaniu u Marco. Najbardziej z nich wszystkich polubiłam Ilkaya. Jednak nie byłam pewna, czy mam się spotkać z osobą której praktycznie w ogóle nie znam. Zresztą nie miałam jak się z nim skontaktować. Karen, niestety wczoraj wieczorem wyjechała z Thomasem do Hiszpanii na wakacje. Dostała urlop dwutygodniowy, Thomas nie maił problemu, też się dogadał z szefem i pojechali odpocząć. Także został mi Kevin albo Marco. Wybrałam Marco, bo z Kevinem się ostatnio widziałam. Zadzwoniłam do niego.
- Halo?
- No cześć Marco. Błagam cię. powiedz, że masz czas, bo nie mam już siły pracować i muszę gdzieś wyjść, a jest już późny wieczór.
- Och, wybacz Lisa, ale wieczór mam zajęty.
- Uuu Reus, czyżbyś sobie kogoś znalazł?
- Nie, nie ważne. No nic innym razem się spotkamy. Trzymaj się.
- Pa. - rozłączyłam się.
Nie wiedziałam o co chodzi. Czyżby Marco ukrywał coś przede mną? Nie to było nie możliwe, przyjaźnimy się od dawna, nie mógłby. No cóż, innym razem się spotkamy. Został mi Kevin. Wybrałam numer i kliknęłam 'połącz'.
- Tak?
- No hej.
- Oo, cześć Lisa. Co słychać?
- Od wczoraj nic się nie zmieniło. W cholerę pracy mam. Dzwonię bo już nie daję rady i muszę się gdzieś wyrwać. Masz trochę czasu?
- No pewnie. To gdzie się widzimy?
- Jakieś propozycje?
- Nie wiem. Może spotkajmy się w parku. W tamtym miejscu co wtedy?
- Dobra. To ja zaraz wychodzę.
- No to do zobaczenia. - rozłączył się.
Zarzuciła na siebie marynarkę. Pasowała mi dziś do stroju. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Przez chwilę zastanawiałam się na tym, kiedy mam powiedzieć Kevinowi o ciąży, jednak zaraz po tym, przyszła mi na myśl, moja ostatnia rozmowa z Marco. Byłam pewna, że coś ukrywał. Przez tyle lat, jeszcze nigdy się tak nie zachowywał. Musiałam się czegoś dowiedzieć. Możliwe, że Kev będzie coś wiedział. W końcu Marco mówi mu wszystko. Doszłam na miejsce. Drugą alejkę, z prawej strony, ławkę trzecią, oświetlała latarnia. Sylwetka Kevina i jego uśmiech na twarzy sprawiła, że szybko zapomniałam o Reusie.
- Cześć - podeszłam do niego i się uśmiechnęłam. On wstał i mnie cmoknął w polik.
- Ładnie wyglądasz - puścił mi oczko.
- Dziękuję. No to co tam u ciebie słychać? Opowiadaj.
- Wiesz... W sumie to od wczoraj nic się nie zmieniło - usiedliśmy na ławce.
- No tak.
- A ty ciągle z tymi zdjęciami siedzisz?
- No cóż, taka praca. Dobra, ale błagam, nie przyszłam gadać z tobą o pracy, nie?
- No masz rację. Chodź idziemy się przejść.
- A gdzie?
- Tego jeszcze nie wiem - złapał mnie pod rękę i szliśmy przed siebie.
- Kevin właśnie, chciałam się ciebie zapytać, czy Marco może ci dziś czegoś nie mówił?
- Wydaje mi się, że nic ważnego. Gadaliśmy tak jak zawsze. A coś się stało.
- Znaczy, chodzi o to, że dzwoniłam dziś do niego i chciałam się spotkać, on powiedział mi, że nie ma czasu dzisiaj. A kiedy zapytałam sobie, czy może sobie kogoś znalazł on mi na to, że nie ważne. Myślę, że chce coś ukryć.
- Powiem ci, że nic nie wiem. Dlaczego miałby coś ukrywać?
- Nie wiem. Może boi mi się o czymś powiedzieć.
- A domyślasz się o czym?
- Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że ostatnio mówił mi i Karen o tym, że chodzi do jakiegoś klubu.
- Tak wiem o co ci chodzi. Byłem z nim raz, jednak nie zbyt mi się spodobało. Wiesz, siedzisz przy barze, pijesz piwo, czy coś bardziej ostrego, a laski na parkiecie nic innego jak striptiz. Jak widać Marco się do spodobało. Później razy był z Ilkayem, ale z kolei Sili się to nie spodobało. Więc z tego co mi wiadomo chodzi sam.
- No widzisz, to już jeden trop mamy. Mi i Karen powiedział, że był tylko 2 razy.
- Na pewno! On tam prawie co drugi dzień chodzi.
- Wiesz gdzie jest ten klub?
- No jakieś 20 minut drogi stąd.
- Chodź idziemy tam. - pociągnęłam go za rękę, a on zaczął się śmiać - O co chodzi?
- To nie w tą stronę. Tędy - wskazał mi ręką - Ale jesteś pewna? Wiesz, że nie powinnaś. W końcu się przyjaźnicie.
- No masz rację - szliśmy drogą którą wskazał Kevin - Ale, nie sądzisz, że może to być coś poważnego?
- Nie, wydaje mi się, że nie. Może dajmy sobie spokój, co? Wydaje mi się, że Marco nie będzie zachwycony...
- No dobrze, niech ci będzie, ale obiecaj, że czegoś się dowiesz od niego przy okazji, bo mi zapewne nic nie powie.
- Ooo, kogo my tu mamy - obok nas pojawił się Roman Weidenfeller, ze swoją partnerką Lisą Rossenbach. Zawsze uważałam, że była jedną z najładniejszych WAG, miała idealną figurę. I tym razem była śliczna. - No witaj Kevin. Ty to pewnie jesteś Lisa - zwrócił się do mnie.
- Owszem - uśmiechnęłam się
- Kevin cały czas o tobie gada na treningach. - spojrzałam na niego, trochę się zmieszał.
- To może się poznajcie. Lisa to jest Roman i Lisa.
- Witaj imienniczko - Lisa uśmiechnęłam się i podała mi rękę.
- Miło mi - powiedziałam również czule.
- Dobra Kev, to my wam nie przeszkadzamy, idziemy dalej w swoją stronę. Nie przeszkadzamy was - zaśmiał się. Trzymajcie się.
- Miło było poznać! - powiedziałam i ruszyliśmy dalej. - O czym tak im opowiadasz? - wyszczerzyłam się. Złapałam go za rękę i zaczęliśmy bujać nimi w przód i w tył.
- O niczym ważnym.
- Jesteś pewny? Mi się inaczej wydaje.
- Oj, już nie gadaj tyle tylko chodź ze mną. Mam niespodziankę...
- A jaką?
- Niespodzianka to niespodzianka.
- Jedziemy na zakupy?
- Typowa kobieta - westchnął
- Idziemy zagrać mecz?
- O tym nie pomyślałem, ale następnym razem możesz pokazać co potrafisz.
- Lecimy na Hawaje?
- Też nie, coś mniej kosztownego - zaśmiał się.
- Już wiem, idziemy... Och... - nagle poczułam bardzo mocny skurcz w brzuchu. Zwinęłam się w pół.
- Lisa co się dzieje?
- Nic poważnego, po prostu brzuch mnie boli.
- Chodź, usiądziemy - wziął mnie pod rękę i posadził na ławce. Niestety ból nie ustępował. Cały czas bolało i to coraz bardziej. Kevin ukucnął przede mną i położył ręce na moich kolana. Bałam się, żeby nie zobaczył, że miałam brzuch. Zawsze ubierałam coś luźnego.
- Zaraz mi przejdzie.
- Coś ci jest prawda? Wtedy u Marco, nie bolało cię przypadkiem, mam rację?
- Nie, naprawdę nic mi nie jest. O cholera, ugh...
- Dzwonię po pogotowie.
- Nie... Ał.. Nie dzwoń.
- Chyba żartujesz. Poczekaj chwilę - wyjął telefon i odszedł na bok.
Cudownie, naszą 'niespodzianką' będzie pobyt w szpitalu...


~○~

Witam ponownie :) Macie kolejny rozdział. Mam nadzieję że wam się podoba. Ten rozdział dedykuję kochanej Darii ( @Rojsiatko ) Widzisz, Marco przez ciebie znika na noce i nikt nie wiem o co chodzi.. :D Jeśli was zaciekawi to skomentujcie :) Miło było, gdy pod jednym rozdziałem miałam 20 komentarzy *.*

niedziela, 18 sierpnia 2013

6. ' No, no, jesteś groźniejsze od Suareza. '

- Lisa błagam cię, idź z tym do lekarza, nie wiadomo co ci może być. Nie możesz tak tego olać. - Marco i Karen napierali na mnie, żebym po wczorajszych skurczach udała się do lekarza.
- Błagam was. To normalne, że kobieta kiedy jest w ciąży, ma co jakiś czas skurcze. Raz bardziej silne, raz mniej. Przecież to nic takiego.
- A jeśli nie masz racji i coś się dzieje z ciążą?
- Marco teraz to przegiąłeś. Myśl pozytywnie, a nie. Podczas meczu też tak myślisz ' A jeśli Hummels znów popełni taki błąd jak z Realem, to przez niego przegramy '
- No nie, tak nie myślę.
- No to teraz też tak nie myśl i nie przejmuj się tym, bo naprawdę nic mi nie jest.
- Dobra, wybaczcie mi, ale mam zlecenie na 18 i muszę uciekać. Trzymajcie się - Karen podeszła do mnie i do Marco i cmoknęła nas w polik po czym wyszła z mojego mieszkania. Tym razem siedzieliśmy u mnie. Miałam okazję, bo rodzice byli dziś do późna w pracy, także mogliśmy w spokoju porozmawiać.
- Rozmawiałem dziś z Kevinem na treningu.
- Naprawdę? Myślałam że z nim nie rozmawiasz - zaśmiałam się.
- Nie śmiej się. Rozmawialiśmy o tobie.
- Jak to o mnie?
- Tak to. Wczoraj za nić w świecie nie mógł z tobą porozmawiać, więc przynajmniej ze mną pogadał.
- Co mówił?
- Ło, ło, ło! Od kiedy interesuje cię to co Kevin o tobie mówi?
- Od teraz. Mów.
- Mówił, że masz strasznie twardy charakter.
- I dobrze. Następnym razem nauczy się, że ze mną nie warto zadzierać.
- Ale mów też o dobrych rzeczach. Po raz kolejny próbował ci powiedzieć co wtedy miał na myśli, ale nie. Ty ciągle musisz mieć swoje zdanie. Przecież nikt nie może podważyć twojego autorytetu, prawda?
- Przestań, wiesz dobrze, że nie chodzi mi o to.
- Jeśli by tak było to dałabyś dojść mu wczoraj do słowa.
- Chodzi o to, że ja po prostu wiem, że mówiąc to co wtedy powiedział, miał na myśli to, żeby przy najbliższej okazji mnie przelecieć. Ja nie jestem z tych łatwych.
- Owszem, Kevin ma swoje zagrania, znam go już bardzo długo i wiem, że jeśli dziewczyna mu się spodoba, to lubi z nią poflirtować. Jednak nie tym razem.
- Co masz na myśli?
- Ty też mu się spodobałaś, ale nie pod tym względem. Dużo razy opowiadałem mu o tobie. Mówił, że charakter to ty musisz mieć nie zły - zaśmiał się. - Nie pytaj co mu mówiłem. Pokazałem mu zdjęcia i myślę, że każdy inny chłopak zareagował by podobnie jak on. W jakim ty świecie żyjesz? Nie wiesz, że w naszych czasach nie ma już czego takiego jak ' Jejku, a;e ty masz ładną tą przyjaciółkę, może mnie z nią zapoznasz? ' Teraz używa się tylko i wyłącznie ' Cholera, dobra dupa. Mała gierka nie zaszkodzi ' Przecież ty też gdybyś poznała jakiego mega przystojnego na przykład modela, to twoja reakcja byłaby podobna. Jednak mogę cię zapewnić, że gdybyś mu się nie podobała, nie gadał by o tobie, ciągle kiedy się widzimy. Teraz rozumiesz? Daj mu szansę, zacznijcie znajomość od nowa, myślę, że nie zaszkodzi to ani tobie, ani jemu. Znam go bardzo dobrze i mogę ci szczerze powiedzieć, że nigdy wcześniej się tak nie zachowywał - ok, muszę przyznać, że mnie trochę zatkało. Jednak musiałam przyznać Marco rację.
- Co mam zrobić?
- Masz tu jego numer - wziął do ręki mój telefon i zapisywał - Zadzwoń do niego i go zaproś, albo się gdzieś umówcie. Chyba macie parę spraw do omówienia. Ja się będę zbierał. Mam parę formalnych spraw do załatwienia na mieście. Co zrobisz, to już będzie zależało od ciebie. Mam nadzieję, że postąpisz rozsądnie. - puścił mi oczko i wyszedł z mieszkania.
Zachciało mi się śmiać. Jeszcze nigdy nie widziałam Marco takiego nakręconego. Gadał jak jakiś uczony. Widocznie musiało mu zależeć. Przez chwilę zastanawiałam się co mam zrobić. Czy zadzwonić, czy nie. A jeśli już to jak przeprowadzić tą rozmowę. Nie wiedziałam. Najprostszym sposobem było napisanie SMSa.
' Spotkajmy się dzisiaj Westpark o 17:30. Chcę porozmawiać. Lisa '
Wyślij... Stało, się czasu już nie cofnę. Nie czekając na odpowiedź wzięłam torebkę w rękę i szłam do wyznaczonego celu. Po jakiś pięciu minutach usłyszałam dźwięk SMSa.
' Będę czekał '
Czyli może jednak uda nam się porozmawiać. Całą drogę układam sobie w głowie pytania i odpowiedzi. Jednak tak czy tak wiedziałam, że będzie zupełnie inaczej. Trochę się obawiałam naszej wymiany zdań. Wiem, że jeśli będziemy ciągle drążyć temat naszego pierwszego spotkania, to będzie mnie nosić i w pewnym momencie zapewne wybuchnę i na niego nakrzyczę. Kiedy doszłam na miejsce zaczęłam się rozglądać dookoła i szukać sylwetki Kevina. Westpark był bardzo duży, ale w żadnym miejscu tam, nie rosły drzewa, czy inne krzewy idealnie przy sobie, także było można zobaczyć wszystkie alejki i kto w tym momencie się na nich znajduje. Zauważyłam Kevina po prawej stronie w drugiej alejce. Dostrzegłam, że patrzy się na mnie. Ruszyłam w jego kierunku. Nawet na sekundę nie spuścił mnie z oczu. Kiedy do niego podeszłam był lekko zmieszany. Niezbyt wiedziałam co mam powiedzieć.
- Cześć, siadaj - zaczął rozmowę. Usiadłam obok niego na ławce. - Dlaczego chciałaś się spotkać? Myślałam, że po wczorajszej rozmowie, wszystko mi wyjaśniłaś.
- Tak naprawdę to jesteś tutaj dlatego, że Marco nalegał.
- Mogłem się domyśleć.
- Bardzo mu zależy na tym aby zacząć od początku naszą znajomość.
- A tobie nie?
- Nie lubię podrywaczy takich jak ty.
- Mylisz się. Masz nie słuszne zdanie na mój temat.
- Dalej trzymam się tego zdania co wczoraj. Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej.
- Och daj spokój już. Mieszkasz w Dortmundzie, będziemy się częściej widywać bo przyjaźnisz się z Marco. Nie możemy po prostu zacząć od nowa?
- Nie jestem taka łatwa jak ci się wydaje.
- Ale zauważ, że dając mi drugą szansę przekonasz się tak naprawdę jaki jestem. Nie można oceniać ludzi po jednym zagraniu. - niestety, ale miał rację. Może jednak nie powinnam ciągle lekceważyć tego co mówi?
- Dobrze przyznam ci rację. Możemy zacząć od nowa - uśmiechnęłam się. Widać było po jego minie, że również był zadowolony. - Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nigdy więcej takich zagrywek jak wtedy. Zrozumiano?
- Przysięgam - powiedział, a po chwili się zaśmiał.
- Co cię tak bawi? - zmarszczyłam czoło.
- Łatwa znajomość z tobą nie będzie. Jak ciągle będziesz taka uparta to nie wiem jak to pójdzie.
- Spadaj - walnęłam go w ramię.
- I jeszcze jaka agresywna. No, no, jesteś groźniejsze od Suareza.
- Wal się, widzę, że lubisz dokuczać ludziom?
- Zgadłaś - wytknął mi język, a ja się tylko zaśmiałam. Chyba dobrze zrobiłam. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk telefonu Kevina.
- Kto dzwoni?
- Marco. Czekaj nastawię na głośnik.
- Halo? - odezwałam się pierwsza i pokazałam Kevinowi gest żeby na razie się nie odzywał.
- Lisa!? Chyba numery pomyliłem. Do Kevina miałem zadzwonić.
- Marco!? To ty? Szłam sobie na spacer i zobaczyłam, że telefon leży na chodniku to go podniosłam. Nie wiedziałam czyj to, ale na blokadzie było zdjęcie herbu BVB.
- Kevin zgubił telefon. Widziałem, że w końcu coś odwali.
- Ja tam odwalić coś mogę i po jakimś czasie mi przejdzie, ale ty i twoja naiwność... To nie mija stary - zaczęliśmy się śmiać.
- Nie no, bardzo śmieszne... Widzę, że udało wam się dogadać?
- Udało - Kevin się uśmiechnął.
- Cieszę się. Właśnie Lisa, miałem się ciebie zapytać dlaczego dzisiaj nie pracujesz.
- Mam wolne w poniedziałki.
- Ło, widzę, że tam macie fajnie grafik ustalony. W poniedziałek macie czas na wyleczenie kaca i dopiero we wtorek do pracy wracacie.
- Bardzo śmieszne Marco.
- No co... Może wpadniecie do mnie?
- Co ty na to Kevin? - zwróciłam się do niego.
- Wybacz Marco, ale mamy inne plany. - puścił mi oczko - Na razie - rozłączył się.
- Jakie plany?
- Idziemy na kawę. Opowiesz mi o sobie. - uśmiechnął się, wstał i wziął mnie pod rękę.
Świetnie... Nie miałam nic przeciwko, ale nie byłam pewna czy to odpowiedni czas na opowiedzenie mu mojej historii.


~○~

Wydaje mi się, że jest trochę drętwy. Miał być dłuższy, ale wena mi już w połowie zniknęła :) Zapraszam, proszę o komentarze <3