- Lisa!? Dziecko kochane, co tu robisz? Karl, Lisa przyjechała! - krzyknęła przytulając mnie. Stałyśmy w ciszy którą przerwał nadbiegający mój tata.
- Lisa, boże jak my tęskniliśmy.
- Ja też tęskniłam, ja też...
- Sama przyjechałaś? Gdzie James? - no tak, a myślałam, że się wymigam.
- Może wejdźmy do środka... - tata wziął ode mnie walizki i poszliśmy do domu.
Na sam początek poszłam do swojego starego pokoju. Ściany były niebiesko-białe. Jedna z nich, ta biała, była cała obklejona plakatami i zdjęciami BVB, Leverkusen, M'glandbach i Chelsea. Tak, pamiętam, że jeszcze kiedy byłam nastolatką i miałam zły humor, albo chciało mi się płakać, to siadałam na łóżku i patrzyłam się na tą ścianę. To takie głupie, prawda? Ale chyba większość z nas ma swoich idoli którzy zawsze bez względu na wszystko poprawiają nam humor. Tamte czasy... Ile dałbym żeby wrócić do nastoletnich czasów. Mieć zawsze przy sobie Karen i Marco, dniami i nocami rozmawiać o piłce nożnej. W tym momencie spojrzałam na plakaty wiszące w górnym prawym rogu. Widniał na nich Marco. To było takie niesamowite że mój najlepszy przyjaciel grał w moim ulubionym klubie. Kiedy z grubsza ogarnęłam co i jak, w końcu zeszłam na dół. Wiedziałam, że nie obędzie się bez długiej rozmowy. Usiadłam na kanapie obok swojego taty.
- Herbaty, kawy? - mama pytała z kuchni.
- Nie dzięki. - siedzieliśmy jeszcze przez chwilę w ciszy, kiedy przyszła mama usiadła i zaczęła rozmowę.
- Coś się stało, prawda? - zapytała.
- Tak.
- Dlaczego z tobą nie przyjechał? Pokłóciliście się?
- Rozstaliśmy się.
- Co!? Dlaczego?
- Ma kogoś innego.
- Nic nie rozumiem... - moja mama była kompletnie załamana, a tata siedział i się nie odzywał.
- To może zacznę od początku. Od jakiegoś miesiąca nam się nie układa. Ja miałam silne bóle brzucha i wymioty. On mi wmawiał, że to dlatego, że nie chcę znaleźć pracy i być ciągle na jego utrzymaniu, co było nie prawdą. Poszłam do lekarza, zbadałam się. Okazało się, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Nie przerywaj mi mamo, daj dokończyć - powiedziałam kiedy zobaczyłam jej minę. - Wracając od lekarza, byłam pewna, że mimo tych sporów, wszystko nam się ułoży i będziemy już ze sobą na zawsze. Niestety, marzenia legły w gruzach. Kiedy mu powiedziałam że jetem w ciąży, on powiedział że nie będzie wychowywał dziecka z osobą której już nie kocha. Chciał mi dać pieniądze na aborcję. Później powiedział mi że kogoś ma. Nie czekałam więcej na nic. Spakowałam się od razu, powiedziałam że po resztę rzeczy przyjedzie firma. Trafiłam na samolot akurat. Następny miałabym dopiero o 23. - trochę ich zatkało. Oby dwoje nie wiedzieli co mają powiedzieć. Pierwszy odezwał się tata.
- A co masz zamiar zrobić z dzieckiem?
- Na pewno nie poddam się aborcji. Będę je wychowywać.
- Nie masz się o co martwić, kochanie. Pomożemy ci z mamą.
- Dziękuję wam. Znajdę pracę i dam sobie radę. Wynajmę jakieś małe mieszkanie i góra tydzień u was posiedzę.
- Nie ma mowy. Zostajesz u nas.
- Dajcie spokój. Nie mam 17 lat. Dam sobie radę. Mam trochę pienię...
- Jeśli ci nie starczy na pewno możesz na nas liczyć.
- Dziękuje ci tato. - przytuliłam się do niego.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, oczywiście bez udziału duchowego mojej mamy. Strasznie była tym wszystkim przejęta. Po jakimś czasie jednak włączyła się do rozmowy. Nie chciałam już dłużej rozmawiać, więc poszłam na górę. Położyłam się. Jedyne co mnie męczyło to, to, że będę musiała tą historię powtarzać jeszcze przynajmniej dwóm osobą w najbliższym czasie. Było źle. Już myślałam, że tego wieczoru nie będę płakać, a jednak. Zegarek wskazywał 22:15. Miałam ochotę gdzieś wyjść, odstresować się. Zapomnieć chodź na chwilę o tym. Nie mogłam do końca życia siedzieć i płakać, prawda kochanie? Mamusia nie będzie płakać do końca życia za twoim tatusiem, który okazał się być totalnym dupkiem. Nie, na pewno nie. Siedziałam tak jeszcze przez chwilę bez ruchu i rozmawiałam do brzucha, gdy nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Marco.
- No mówiłem, że zadzwonię jak wygramy mecz, żeby się pochwalić, to dzwonię. Wejdź na skype. Grosskreutz u mnie jest.
- Nie Marco, nie dzisiaj. - starałam się powstrzymać płacz, ale coś mi nie wychodziło.
- Lisa!? Co się dzieje, dlaczego ty płaczesz?
- Chcieliście, żebym was odwiedziła, to jestem. Dortmundzie witaj, mam nadzieję, że już cię nigdy nie opuszczę. - ostatnie zdanie powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
- Jesteś w Dortmundzie? U rodziców?
- Tak.
- Przyjdę do ciebie.
- Nie, Marco! Jesteś z Kevinem, nie przejmuj się mną.
- Co ty pieprzysz!? Jak ja mam się tobą nie przejmować, jeśli jeszcze wczoraj byłaś w Londynie, dziś jesteś w Dortmundzie i jeszcze płaczesz? Musimy się spotkać i to jeszcze dzisiaj.
- Dobrze, już dobrze. Siedź u siebie. Nie czuję się za dobrze, ale jeśli nalegasz... Nie daleko mam do ciebie, więc będę za jakieś 15 minut.
- Obiecujesz?
- Zamknij się już - rozłączyłam się.
Wyjęłam z walizki bluzę BVB, z tamtego sezonu, którą dostałam od Marco w święta Bożego Narodzenia. Lekko poprawił mi się humor. Uwielbiałam bluzy swoich ukochanych klubów. Zeszłam na dół.
- Gdzieś idziesz? Przecież ty w ciąży jesteś!
- Spokojnie mamo. Idę tylko do Marco. Dzwonił do mnie. Nie obeszło się bez tego, żeby teraz się spotkać. Nie martw się.
- Louise, przesadzasz trochę - tata zwrócił uwagę mamie.
- Własnie mamo. To dopiero drugi miesiąc, nic mi ni będzie. Idę już, wzięłam twoje klucze tato, w razie czego.
- Tylko nie wróć za późno. - mama zdążyła jeszcze powiedzieć za nim wyszłam.
Do Reusa od domu moich rodziców nie było daleko. Kiedy miałam zamiar go odwiedzić nigdy nie jechałam samochodem, zawsze na piechotę. A teraz to tym bardziej. Powietrze zrobi dobrze i mi i dziecku. Gdy już byłam blisko celu, chciałam tylko, żeby u Marco nie było już Kevina. Nie chciałam, żeby i on był w to wszystko zamieszany. Nie poznałam go osobiście, ale bałam się, że może komuś powiedzieć o całym zajściu. Zadzwoniłam domofonem. Tak, Reus, mieszkał w domu, a cała ta posada była praktycznie odizolowana od rzeczywistości. Ciągle kręcili się tam jacyś fotoreporterzy. Cały dom był ogrodzony. Żeby było można się do niego dostać, trzeba było zadzwonić takim specjalnym domofonem, w którym było słychać automatyczny głos kobiety ' Imię i nazwisko '. Jeśli wyświetliło by się na nim ' Złe dane osobowe ' To znaczy, że to jakiś fotoreporter, albo inna osoba prześladująca Marco. Lub był drugi sposób. Wpisywało się kod, którzy znali tylko nie liczni. Pamiętam jak Marco się tu wprowadzał. Pomagałam mu ustawiać wszystkie nazwiska, które były akceptowane i wpisywać to takiego komputerka. Wpisałam szybko hasło. Tak znałam je, miałam ten zaszczyt, być tą jedną z nielicznych. Brama się otworzyła, weszłam do środka. Marco miał taki piękny ogród. W nocy świeciły się lampki które ukazywały tzw. nocne zjawy. Każdy widział co innego. Ja tam zawsze widziałam liczbę 19 i twarz człowieka z dziwną fryzurą. Podeszłam do drzwi. Zanim zapukałam przetarłam jeszcze oczy, żeby nie było widać, że płakałam. Zapukałam. Drzwi otworzył mi Marco.
- Tęskniłem - mocno mnie przytulił.
- Ja bardziej, nie zdajesz sobie z tego sprawy. - staliśmy tak chyba z kilka minut. Brakowało mi go.
- Wejdźmy. Chyba zaczyna padać - objął mnie w pasie i weszliśmy do środka. - Chcesz coś do picia, może coś zjemy?
- Nie dzięki, chodź siadaj, stęskniłam się. - uf, miałam szczęście, Kevina już nie było.
- Ooo, masz bluzę Borussii.
- A no mam - uśmiechnęłam się.
- Jezu, znów będę cię mógł łaskotać, aż się nie posikasz ze śmiechu.
- Daruj sobie. Już pampersy od ciebie dostałam. - momentalnie poprawił mi se humor. Pamiętam to, nie zbyt dobrze to wspominam. Przegrałam w karty, a wygrany miał łaskotać przegranego, do jego tzw. słabego punktu. Niestety, przegrałam, a przez łaskotki Marco, posikałam się ze śmiechu.
- Chcesz mi opowiedzieć co się stało? - od razu uśmiech zniknął z moich ust. - Nie nalegam.
- Przecież i tak i tak w końcu się dowiesz. Im szybciej tym lepiej. Mówiłam wam wtedy, że się nie dogadywaliśmy z Jamesem.
- Jeśli ten dupek coś ci zrobił, to obiecuję tu na oby dwie Borussie, że coś mu zrobię.
- Ogarnij się. Daj mi powiedzieć do końca. I o bólu brzucha też. Nie chciałam was martwić, ale byłam rano na badaniach. Okazało się, że jestem w drugim miesiącu ciąży.
- Będę wujkiem! - świetnie było zobaczyć, że najlepszy przyjaciel cieszy się bardziej z tej wiadomości, niż ojciec dziecka.
- Wracając do domu miałam nadzieję, że wszystko się na nowo ułoży, że nie będziemy się kłócić. Niestety, James powiedział mi, że nie będzie wychowywał tego dziecka, że ma kogoś innego i mnie nie kocha. Powiedział też, że może mi dać pieniądze na aborcje. Spakowałam się i wróciłam tutaj. - jedna łza poleciała.
- Nie płacz kochanie. Zwykły dupek nie zasługuje na ciebie. - położyłam głowę na jego ramie, a on złapał mnie za rękę. - Najważniejsze jest to, że masz taki skarb jak dziecko. Dasz sobie radę, tak? Zawsze byłaś silna przecież. Obiecaj mi tu teraz na Glandbach, Dortmund, Leverkusen i Chelsea, że bez względu na wszystko, będziesz silna i się nie poddasz.
- Obiecuję ci. - cmoknął mnie w polik i przytulił do siebie. Nagle usłyszeliśmy męski głos. Odwróciłam się w stronę schodów, bo z tego miejsca dobiegał. Nie należał do nikogo innego, tylko do Grosskreutza, we własnej osobie. A miałam nadzieję.
- Ej Marco! Ta Lisa to dobra dupa jest. Trochę inaczej ją opisywałeś, ale też niezła. Jak przyjdzie, to nas zapoznasz. Trochę gry nigdy nie zaszkodzi. - cholera, czy ja zawsze musiałam trafiać na jakiegoś idiotę?
- Kevin... - Reus się zawahał. - To chyba nie jest najlepsza pora - kiedy to usłyszał od razu podniósł wzrok od telefonu.
- Yyyyy, to może ja już sobie pójdę - patrzyłam się na niego jakbym chciała go zabić. Bo chciałam.
- Tak, chyba tak... - poczekaliśmy chwilę, aż drzwi się zamkną.
- Ech, Marco, ja to chyba nie mam szczęścia do facetów co?
- Przepraszam cię za niego. Nie chciał cię urazić. Nigdy tak się nie zachowywał. - na pewno...
Od razu było po nim widać, że jest pieprzonym lovelasem i wyrywa pierwszą lepszą laskę.
~ ○ ~
No to macie taki trochę dłuższy rozdział i wątek z Kevinem. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę was o komentarze, bo wydaje mi się, że prolog każdy przeczytał i potem wam już się nie chciało ;c Dziękuje wam za wszystko ♥
Czytamy, czytamy :)))
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale cały czas mi się wydaje, że to z Marco będzie :DDD
to Kevin wypalił haha
OdpowiedzUsuńogólnie fajny rozdział, fajnie mieć takiego przyjaciela jak Marco :)
pozdrawiam ;*
Wciągło mnie tak że mogłabym czytać bez końca. Czekam na dalsze rozdziały :-)
OdpowiedzUsuńAle Kevin pojechał z tym tekstem... Nieciekawie sie zaczęło..
OdpowiedzUsuńAch zły Kevin xdd
OdpowiedzUsuńNo ciekawie ciekawie :D czekam na coś więcej xdd
jejciu jaki Kevin xD czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńJaki Kevin XD Ciekawe co będzie dalej ;) Czekam i zapraszam do mnie http://iamnothonest.blogspot.com/?m=1 Mile widziany komentarz
OdpowiedzUsuńAa to Kevin jeden :D. Czekam na następną część :)
OdpowiedzUsuńSUPER! <3
OdpowiedzUsuńhttp://uskrzydlonesercebvb.blogspot.com/
O Jezu ... Kevin! :D
OdpowiedzUsuńNie spodziewałabym się, że on takie coś powie, przecież to nie LOVELAS XDD haha :D
Wątek z nim zaczyna się wystrzałowo :)
A Marco, ohhh co tu dużo mówić :D
Rozdział bardzo fajny, super się go czytało :)
Pozdrawiam, @Cydebur <3
Wreszcie Dortmund! :D
OdpowiedzUsuńTen Marco jest uroczy, ale nie sądziłam, że z Kevina zrobisz takiego kobieciarza :D hahahah <3 dooobre ;p czekam na dalszy ciąg xd
Kevin niezły ... xD Super rozdział, tak samo jak inne :) Czekam na następną część :)) Pozdrawiam, @Oh_My_Real
OdpowiedzUsuńCiekawa wizja Kevina.. osobiście jakoś inaczej go sobie wyobrażam :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam 4 rozdziały 'na raz'. Całkiem przyjemne doświadczenie.
"Obiecaj mi tu teraz na Glandbach, Dortmund, Leverkusen i Chelsea, że bez względu na wszystko, będziesz silna i się nie poddasz." To spodobało mi się najbardziej ;)
Pozdrawiam @echelon_varinia
spoko sie czyta, ale nie opisuj tej samej rzeczy trzy razy (zerwania z Jamesem). Czytelnik już wie o co chodzi, a da się to sprytnie ominąć.
OdpowiedzUsuń- radny
Świetne opowiadanie <3 Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuń@MyHusbandReus
Bardzo fajny rozdział :) Czekam na kolejny. AWW MARCO SŁODZIAK <3 @Piszczkowa_8
OdpowiedzUsuńBardzo spodobało mi się /twoje opowiadanie :) Szybko nadrobiłam 4 rozdziały i prolog :)
OdpowiedzUsuńProsiłabym Cię o dodanie zakładki "Bohaterowie" :) Miło byłoby zobaczyć kto będzie tu gościł na stałe :)
Informuj mnie o nowych rozdziałach na twitterze. @zuzamiller
Pozdrawiam i zapraszam do siebie, Aleksowaa <3
http://siatkarski-zaklad.blogspot.com/
http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/
Wow, to jest naprawdę dobre i bardzo mi się podoba :D Czekam na kolejne rozdziały ^^
OdpowiedzUsuń@close_eyes_
Dobra akcja na końcu. :D Jak Kevin wparował.
OdpowiedzUsuńsuper :D nie mogę się doczekać kolejnego rodziału. :D
OdpowiedzUsuńczyżby coś miało zaiskrzyć między Lisą a Kevinem? ;p
pozdrawiam.
mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? @Daria_Kinga
// zapraszam tutaj: pomaranczowy-zapach-marzen.blog.pl
jeśli przeczytasz, zostaw komentarz :*
Przeczytałam wszystkie rozdziały jak tylko otworzyłam oczy i zobaczyłam wiadomość od Ciebie :D
OdpowiedzUsuńPrzyznam się bez bicia, że jakoś szczególnie nie lubię BVB ale to opowiadanie jest naprawdę ciekawie i z każdym rozdziałem wciągałam się jeszcze bardziej a jak zobaczyłam, że to koniec to... No, czekam na nowe :D
A teraz tak w skrócie:
James to kompletny debil. Po prologu myślałam, że Lisa jest z nim szczęśliwa a te kłótnie naprawdę miną a tu proszę, SURPRISEE!I to nie ciekawa niespodzianka. Tak myślałam, że dziewczyna jest w ciąży i tak jak ona miałam nadzieję, że James chociaż trochę się wykarze a tu kurde null.
Dobrze, że Niemka znalazła wsparcie u siostry i miała kogoś, do kogo mogła zadzwonić i porozmawiać. A Marco? Marco to wspaniały przyjaciel. Dobrze, że Lisa może na niego liczyć.
A ta końcówka z Kevinem? Chłopak sobie nagrabił od pierwszego spotkania ale mam nadzieję, że potem okarze się dobrym człowiekiem :D
Pozdrawiam :))